O malarzu akrobacie co stracił rękę i nogę, który mówi, że nie będzie malować Stalinów, a jak się kończo pieniądze to jednak malowanie Stalinów jest spoko, a później jeszcze wziął i umar.
Idealne podsumowanie. Wystarczy tylko dodać, że chodził zazwyczaj smutny i nieogolony.
O, wreszcie wątek, z którym się w pełni utożsamiam! Film bez jakiegokolwiek przesłania (oprócz utartego i banalnego schematu artysta vs komuna). Mimo że Strzemińskiemu przytrafiają się przykre rzeczy, to film nie jest ani trochę angażujący. Mam dokładnie takie samo wrażenie :D
Stracił se rękę i nogę na wojnie, taki biedny i nieogolony chodzi ze smutną miną, widać, że zamyślony artysta, coś tam gada na uczelni niezwykle drewnianym studentom, oni mu jakąś tam książkę przepisują (Hugo wie jaką), mówi, że sztuka to jest sztuka i nie można jej ograniczać, wywalają go z uczelni, on jest jakiś zobojętniały, dalej smutny i nieogolony, je zupę, chodzi sobie od drzwi do drzwi, ma trudne relacje z syntezatorem Ivon... yyy tzn. córką, graną przez młodą Zamachowską, potem kończy się kasa, to maluje Stalinów, idzie zanieść kwiaty żonie na grób i se na koniec umiera. Super!