Poza "Władcą..." to jest chyba jedyny film jaki obejrzałem z Orland Bloomem i... dupa. Choć rola wspomnianego aktora pasowała mu jak ulał, film okazał się głupkowaty, dziecinny i banalny. Obejrzałbym go chętnie jeszcze raz ale tylko wtedy gdybym przeniósł się w czasie do 96'.